„Warszawa 1939, prezydent Stefan Starzyński”
Matko Boska, Królowo łagodna,
Jak Cię prosić? Każde słowo boli.
Nie myśl o nas. Warszawa jest głodna.
Nie dbaj o nas. Warszawa w niewoli. (…)
Oni za nas na gruzach kamienic
Już dla samej dumy trwania – trwali,
Za nas patrząc, za strach naszych źrenic,
Jak stolica w stos ruin się wali.
Oni za nas na śmierć wznieśli twarze,
Nie w nadziei i nie ku zwycięstwu,
Lecz by spełnić ową pieśń, co każe
Wszcząć rozpaczy i dokonać męstwu.
Ach, z warszawskiej beztroski, z tej blagi,
Z tej płochości i kpiarskiej swawoli –
Nagle w niebo blask takiej powagi
Poszedł łuną – takiej aureoli –
Taką nagle błysło tajemnicą
Nad ulicą podartą i krwawą!
Myśmy ciebie nie znali – Orlico!
Myśmy ciebie nie znali – Warszawo!
Jest to fragment wiersza Mariana Hemara „Modlitwa do Matki Boskiej Królowej Korony Polskiej”, napisanego w 1942 roku. Całość natomiast została przedrukowana w biuletynie „W kraju i na obczyźnie” w numerze VII/VIII, z 1943, którego poszczególne egzemplarze odnalazły się w ramach spuścizny po Helenie Zielińskiej i Mamercie Miż-Miszynie, by następnie zostać włączone do zbiorów Archiwum Muzeum Polskiego w Rapperswilu.
Hemar pisząc tę modlitwę przebywał już od 3 lat na wojennej emigracji. Oddał hołd walczącym w 1939 roku w obronie swojego miasta warszawiakom – a przecież nawet w najgorszych snach nie przewidywał późniejszej hekatomby Powstania Warszawskiego, cierpienia i śmierci ponad 150 000 mieszkańców okupowanej stolicy.
Niniejsze wspomnienie poświęcone jest chwilom po kapitulacji. Opowiada przede wszystkim o Stefanie Starzyńskim, Prezydencie Warszawy, kierującym obroną miasta, w którym później starał się przywrócić choć namiastkę normalnego życia.
W ww. numerze biuletynu zamieszczony został przedruk artykułu „Starzyński po kapitulacji” napisanego przez Adama Lisiewicza, byłego Konsula RP w Marsylii, przedstawiający dni następujące po kapitulacji Warszawy. Artykuł ten, będący relacją naocznego świadka o strasznych dniach po kapitulacji i ostatnich chwilach Prezydenta Starzyńskiego, pierwotnie ukazał się w „Wiadomościach Polskich” w Londynie, w roku 1942, by następnie zostać odnaleziony w biuletynie(1)
Tu prezentujemy jego fragmenty (pisownia oryginalna):
Niemcy w Warszawie (B)
Wojska niemieckie wchodziły do Warszawy przez trzy dni, bez parady. Miasto podzielono na trzy strefy, zajmowane kolejno od południa. W pierwszym dniu wojska zajęły strefę południową, tj. Czerniaków, Mokotów, Ochotę, dochodząc posterunkami do al. Jerozolimskich, w drugim – Wolę i środek miasta po dworzec gdański, w trzecim – resztę. Wojska te (10-a dywizja bawarska) wchodziły w pełnem uzbrojeniu, z osłonami i strażami, jak gdyby walka nie była ukończona: na wszystkich placach i skrzyżowaniach ustawiono posterunki; po ulicach krążyły patrole. Niemcy czuli się niepewnie wśród zgliszczów i ruin.
ednym z warunków kapitulacji było usunięcie barykad, i miasto się do tego zobowiązało. Prezydent Starzyński od chwili powrotu z Okęcia z rokowań z gen. von Blaskowitzem, zabrał się do pracy nad przywróceniem miastu normalnego wyglądu i życia, zaczynając od dróg i barykad. Jego armją byli pracownicy miejscy, karni i solidarni, i ich rękom zawdzięczała Warszawa szybki powrót do lepszego wyglądu. W ciągu kilku godzin objechał Starzyński wszystkie ważniejsze objekty i miejsca najbardziej zniszczone. (…) Starzyński zorganizował swoich kurjerów i swoją pocztę: tramwajarzy warszawskich.
Odtąd przez cały czas urzędowania Starzyńskiego, wytężona praca wrzała codziennie we wszystkich komórkach zarządu miejskiego.
Przywracanie normalności (B)
Po usunięciu gruzów z głównych arteryj trzeba było pomyśleć o komunikacji. Początkowo dało się uruchomić dwie linje autobusowe, jednak spowodu braku benzyny zostały szybko zamknięte. Trzeba było za wszelką cenę uruchomić tramwaje, i do tego zabrała się dyrekcja z całą energją. (…) Uruchamiano linje częściowo i przedłużano je co parę dni dalej. Zaczęło się od „trójki”, od pl. Zbawiciela do Królewskiej, następnie przedłużono ją do pl. Krasińskich i pl. Unji, potem uruchomiono linję na Wolską i Żoliborz. Naturalnie, tramwaje były stale przepełnione, i tylko na pierwszej stacji można się było do nich dostać.
Potem przyszedł czas na światło, rozprowadzane równocześnie z wodą, najpierw w śródmieściu, codzień o kilka ulic dalej, wreszcie na gaz, tak że wnet po 1 listopada, z wyjątkiem kilku odcinków, światło, gaz i woda dochodziły wszędzie. Prawdziwy to tryumf energji wszystkich działów służby miejskiej, a przedewszystkiem Starzyńskiego.
Okupanci (B)
Trudności powiększało stanowisko władz okupacyjnych, które żądały pierwszeństwa dla swoich celów; a więc światła i wody dla tych dzielnic, gdzie były koszary, z pominięciem planowego przeprowadzania prac. Tak samo zażądano uruchomienia tramwajów przedewszystkiem na linji potrzebnej dla wojska. Z tych samych względów zamknięto na stałe most Poniatowskiego dla ludności cywilnej. Powtarzały się ciągłe groźby, iż Niemcy nie dopuszczą do „sabotażu”, przyczem stawiano ciągłe terminy 24 lub 48 godzin, których niedotrzymanie wskazywałoby na „niski poziom polskiego samorządu”.
Bezpośrednio po wejściu wojsk niemieckich najwyższą władzą był komendant 10-ej dywizji bawarskiej, okupującej Warszawę; jego biura umieściły się w dawnej komendzie miasta, sama zaś komenda dywizji ulokowała się przy ul. Mazowieckiej 11, więc w bezpośredniem sąsiedztwie.
Ale skoro tylko generał wydał pierwsze zarządzenia, zjawiła się i władza cywilna: „komisarz Rzeszy na Warszawę”, dr. Otto, burmistrz Düsseldorfu. Starzyński z całą kurtuazją wyznaczył mu na mieszkanie pałac Blanka, mało zniszczony i szybko odrestaurowany. Dr. Otto był to człowiek starszy, o stosunkowo gładkich manierach, który po pierwszych tygodniach sztywności zaczął rozumieć po francusku. Rola jego i uprawnienia nie były ustalone żadnym dekretem, wiadomo było jedynie, że na terenie Warszawy jest najwyższą władzą cywilną i że podlega… Łodzi. Mianowicie zarząd cywilny „okupowanych obszarów” znajdował się w Łodzi. Było to o tyle zrozumiałe, że Łódź została zajęta wcześniej niż Warszawa i że nie była wcale zniszczona.
Starzyński odbywał codzień konferencje z generałem komenderującym (towarzyszył mu zwykle dyr. Lorenc z Muzeum Narodowego) i z komisarzem Rzeszy. Stawiali oni wciąż jakieś żądania porządkowe i organizacyjne lub wydawali coraz to nowe zarządzenia, i trzeba było z nimi wykonanie uzgodnić i wytłumaczyć niemożność przeprowadzenia pewnych spraw. Najczęściej żądania ich miały formę: „Nakazuję w ciągu 24 godzin wykonać…” lub …„dostarczyć”.
Bardzo trudno było o decyzję władz niemieckich w sprawach wychodzących poza szablon. Odkładano zaraz sprawę do uzgodnienia z władzami wojskowemi czy z Berlinem, lub powoływano się na brak zgody zarządu cywilnego w Łodzi, który zresztą bardzo szybko przestał być władzą zwierzchnią, na rzecz Krakowa. Zarządzenia dr. Otto były raczej negatywne: nie wolno bez jego wiedzy mianować i zwalniać urzędników, nie wolno czynić żadnych wydatków, nie wolno… i t.d.
(…) Oczywiście, zmorą zarządu miasta stały się sprawy kwaterunku wojska i pomieszczenia urzędników niemieckich. Już w październiku zaczęto usuwać mieszkańców al. Szucha, ul. Litewskiej i sąsiednich dla stworzenia bloku domów Gestapo. Chcieli być razem i bali się samotności!
Nowy okupacyjny zarząd cywilny (B)
Około 10 października przybył do Warszawy szef zarządu cywilnego z Łodzi von Craushaar, a zaraz po nim szef „dystryktu warszawskiego” Fischer (zamieszkał w pałacu Brühlowskim). (…)
Ciężar planów spoczywał na barkach Starzyńskiego, który w każdej z omawianych spraw miał przygotowane projekty, obliczenia i terminy. (…) Nikt z nas nie przypuszczał wówczas, że zarząd cywilny za kilka dni przestanie istnieć, a sprawy warszawskie przejdą do „Gouvernement” w Krakowie, oraz że osoby odgrywające dziś rolę zasadniczną, zniką w najbliższym czasie jak efemerydy, a z planów odbudowy zrodzi się dalsze niszczenie lub bezplanowe łatanie dziur.
W dwa tygodnie po objęciu urzędowania przez dr. Otto zjawił się inny przedstawiciel władz niemieckich dr. Dengel, burmistrz Würzburga, mianowany zastępcą dr. Otto z tytułem „kommissarischer Bürgermeister”. Urzędnicy niemieccy szeptali, iż dr. Dengel ma o wiele większe wpływy w partji niż dr. Otto i że jest jego kontrolerem i aniołem-stróżem. Typowy Bawar, dowcipny a zarazem szorstki, usiłował dodać sobie autorytetu przez ostre stawianie wszelkich kwestyj i hałaśliwe podnoszenie głosu, gdy był z czegoś niezadowolony. Zajął mieszkanie ministra Zaleskiego w al. Ujazdowskich i bardzo je sobie chwalił, uznał jednak wkrótce, że jest ono za małe, i żądał zarekwirowania znajdującego się obok mieszkania posła litewskiego. Nie mogłem mu wytłumaczyć, że mieszkania posłów krajów neutralnych muszą być uszanowane przez władze okupacyjne.
Starzyński miał z nim wiele trudności, gdyż usiłował on w szybkiem tempie poznać wszystkie tajniki gospodarki i przez różne niepotrzebne zarządzenia udowodnić nam, iż zna się na samorządzie. Nie mówił żadnym językiem, poza niemieckim, a Starzyński musiał stale rozmawiać z nim przez tłumacza. Zresztą, jak większość urzędników okupacyjnych, wietrzył wszędzie sabotaż, i trudno było mu coś wytłumaczyć. Odwiedzał wszystkie biura magistratu, poznawał urzędników i t.d. Rolę jego zrozumieliśmy dopiero później, mianowicie wtedy gdy w dwa dni po aresztowaniu Starzyńskiego dr. Otto wezwany został „służbowo” do Berlina i z podróży tej nie wrócił, a na czele miasta stanął dr. Dengel, już jako ostateczny przedstawiciel władz okupacyjnych, by długi czas rządzić w Warszawie.(…)
Finanse miejskie (B)
Sytuacja finansowa miasta była fatalna. Światło, gaz, tramwaje nie przynosiły przez pewien okres żadnych dochodów, a koszta były ponad normę. Podatki wobec zastoju gospodarczego stały pod znakiem zapytania. (…) Równocześnie gotówka odpływała z miasta na wieś za żywność. Kredytów, nawet na odbudowę, nikt nie dawał, i nie było na nie nadziei, chyba przy pomocy banków niemieckich.
(…) Starzyński chce zaradzić brakowi gotówki przez emisję „pieniądza miejskiego”, opartego na majątku gminy, i żąda zezwolenia władz okupacyjnych na taką emisję. Wierzy że ludność go poprze i że pieniądz miejski znajdzie pełne zaufanie. Na memorjał ten władze okupacyjne nie dały odpowiedzi, zasłaniając się koniecznością uzyskania zgody Berlina, lecz zaskoczyła je trafność projektu i wiara w jego powodzenie.
(…) Jedną z trosk Starzyńskiego stanowiła aprowizacja Warszawy w miesiącach zimowych. Wobec rekwizycyj niemieckich nie można było liczyć na swobodny zakup zboża i kartofli na obszarze Polski, nie mówiąc o trudnościach transportowych.
Dyplomaci (B)
Bezpośrednio przed aresztowaniem rozmawiał ze mną Starzyński o zwróceniu się do Stanów Zjednoczonych, by dożywiały Polskę, jak niegdyś misja Hoovera dożywiała Belgję. Już po aresztowaniu Starzyńskiego, pamiętając o jego nadziejach, byłem kilkakrotnie w ambasadzie Stanów Zjednoczonych, gdzie urzędował przybyły w październiku nowy konsul generalny, i przedstawiałem sprawy pomocy dla Polski w wyżywieniu i środkach lekarskich, jednak konsul nie zgodził się na przesłanie memorjału w tej sprawie, wymawiając się neutralnością. Obiecał natomiast, iż fatalną sytuację żywnościową przedstawi swoim władzom od siebie.
Początek aresztowań, interwencje Prezydenta Starzyńskiego (B)
Już w pierwszych dniach października nastąpiły aresztowania w Warszawie. Setki „gestapowców” rozjechały się nagle po mieście w poszukiwaniu ofiar. Mieli w swych rękach listę kilkuset osób, wydrukowaną starannie i bez błędów, i na podstawie tej listy dokonywali aresztowań. Jednak ilość osób aresztowanych wówczas była znacznie większa, niż ilość osób na liście. Uzupełniono ją wielu księżmi i nauczycielami, umieszczając ich w więzieniu na Rakowieckiej.
Starzyński z całą ofiarnością i wielką godnością rozpoczął interwenjować w ich obronie. Jeździł do generała i jego zastępcy, do komisarza Rzeszy, poruszał jego wszystkich pomocników, ale odpowiedź była jedna: „to Gestapo”, nieuchwytna instytucja, która nikomu nie podlega a przed którą drżą nawet najwyżsi dygnitarze. Zwolnienie następowało bardzo powoli, wszystkich nie udało się zwolnić.
Początek terroru (B)
Na ulicach miasta pojawiły się następnie drukowane ogłoszenia w języku niemieckim i polskim o rozstrzelaniu wielu osób za „posiadanie przez nie broni”. Prawie codziennie kilka lub kilkanaście nazwisk. Potem znalazły się i inne motywy rozstrzeliwania, jak „sabotaż”, „opór władzy”, „niszczenie dobra państwowego”, aż do chwili, kiedy wobec rozmiaru terroru uznano za stosowne wogóle żadnych list nie ogłaszać. (…)
Aresztowanie Prezydenta Starzyńskiego (B)
Dn. 27 października około godz. 10 rano Starzyński wezwany został na konferencję do płk. von Classena, prezydenta policji (konferencje takie odbywały się przedtem kilkakrotnie) i przed godz. 11 wyjechał. Konferencje nie trwały zwykle długo; wszyscy Niemcy pilnowali, by kończyć pracę przed godz. 1 i nie przeszkadzać sobie w obiedzie.
Tymczasem minęła godz. 1, minęła godz. 2, a Starzyński nie wracał. Popołudniu było już rzeczą jasną iż nie szło o konferencję, a zaraz potem dowiedzieliśmy się poufnie od jednego z urzędników że przyszła wiadomość iż dr. Otto został mianowany prezydentem Warszawy. Miasto jeszcze przez kilka dni o aresztowaniu Starzyńskiego nie wiedziało.
– Będę wykonywał wszystkie rozkazy, dopóki mnie nie zamkną, ale odbuduję miasto – mawiał do nas Starzyński i niezachwianie wierzył w Warszawę i w jej możliwości. Nie wiedział wówczas, że ci, co przyszli do Warszawy, nie mają nic wspólnego z tymi, którzy budowali Weimar, Norymbergę czy Drezno, że chcieli jedynie niszczyć i burzyć.(…)
Terror staje się codziennością (B)
Przyszła fala terroru. Aresztowanie przed 11 listopada przeszło 500 zakładników, wywiezienie do Niemiec przeszło 1000 oficerów, pierwsza masowa egzekucja w Zielonce, setki rewizji w poszukiwaniu broni i radia, wyrzucanie z mieszkań i t.d.. – wszystko to spadło na Warszawę prawie niespodzianie.
I tu kończy się relacja Konsula Lisiewicza…
A jednak warto ją uzupełnić wplatając wiedzę historyczną o tych dniach.
Prezydent Starzyński podjął się obrony Warszawy, mimo iż pierwotnie nie przewidywano takich działań. Zgodnie z wojskowymi planami obronnymi kraju, Warszawa nie była twierdzą. Wspólną decyzją Generała Rommla oraz Prezydenta Starzyńskiego zaczęto „ad hoc” organizować jednostki wojskowe mające bronić miasta, jak również przeprowadzono nabór ochotników spośród ludności cywilnej. Według relacji żołnierzy biorących udział w obronie Warszawy, łączność z dowództwem – czyli z Modlinem – została przerwana po 2, 3-ch dniach. Decyzje operacyjne podejmowane na poszczególnych odcinkach starał się koordynować płk. Czuma, który praktycznie dowodził obroną. Co gorsza szybko stało się jasne, że dłuższa obrona będzie niemożliwa ze względu na ograniczoną ilość amunicji. Składy amunicji znajdujące się w Palmirach były systematycznie bombardowane przez Niemców, przez co zostały skutecznie wyeliminowane. (2)
Prezydent Starzyński organizował obronę cywilną oraz ochotników do walki zbrojnej. Podtrzymywał jedność moralną mieszkańców miasta i swoim niebywałym zaangażowaniem świecił przykładem broniącym stolicy rodakom. Po kapitulacji i aresztowaniu Prezydenta 27-go października nie było jednoznacznej informacji, co się z nim stało. Dla Niemców jednak było jasne, iż autorytet, którym cieszył się Prezydent należy jak najszybciej wyrugować z przestrzeni publicznej. Dokonali tego, bestialsko zabijając go prawdopodobnie jeszcze tego samego dnia lub w krótkim czasie po aresztowaniu.
Maria Wonko
Archiwistka, wolontariuszka w Archiwum Muzeum Polskiego w Rapperswilu.
(1).Biuletyn „W kraju i na obczyźnie”, VII/VIII z 1943, s.80-83.
(2). „Obrona Warszawy we wrześniu 1939r. w relacjach jej uczestników”, Niepodległość i Pamięć 17/1 (31), 273-336